środa, 21 lipca 2010

Honor

To dość deficytowa cecha w naszych czasach.

Oto jak to pojęcie jest definiowane przez Wikipedię:
"Honor to postawa, dla której charakterystyczne jest połączenie silnego poczucia własnej wartości z wiarą w wyznawane zasady moralne, religijne lub społeczne. Naruszenie zasad honoru przez siebie lub innych odbierane bywa jako "dyshonor" lub "hańba". W wielu społeczeństwach takie naruszenie pociąga za sobą natychmiastową, osobistą reakcję "zhańbionego" lub innego członka tej samej grupy. Tym różni się honor od pojęcia godności osobistej - godność nie wymaga zemsty, honor tak. Godność traci się w ciężkich warunkach bytowych, honor (jako dążenie do jej odzyskania) może się nawet wzmacniać."

Dodaktowo Wikipedia podaje zestaw zachowań uznawanych poniekąd za standartowe:

Uznawane za honorowe [edytuj]

  • przyznanie się do błędu
  • dotrzymanie słowa
  • bronienie podwładnego
  • zwrot długu, szczególnie karcianego
  • bezinteresowna pomoc w nagłych wypadkach (wolontariusze).
  • obrona ojczyzny (patrioci)
  • zemsta za wyrządzone krzywdy
  • zakończenie walki w przypadku przeciwnika konającego lub bezbronnego, jeżeli walka ta nie jest zemstą
  • podtrzymywanie swoich racji

Uznawane za niehonorowe [edytuj]

  • kłamanie w żywe oczy (ludzie fałszywi),
  • nie poznawanie kolegów w potrzebie,
  • napuszczanie ludzi na siebie (żmije, padalce),
  • kopanie leżącego,
  • okradanie i oszukiwanie sierot, pogorzelców itp (hieny, hieny cmentarne),
  • zmiana poglądów w zależności od sytuacji i lizusostwo,
  • czytanie cudzej korespondencji
  • nieuznanie przegranej w sporcie, wyborach lub losowaniu.
  • znęcanie sie nad młodszymi, słabszymi itp itd.

Niestety coraz częściej chołubimy tym drugim. Nasze dzieci i młodzież pozbawione wzoróców przez zaganianych rodziców nie widzą nic złego w 'zapomnieniu' o zwrocie pożyczonych rzeczy czy pieniędzy. Kłamstwo jest czymś nagminnym i wiele naszych latorości nawet nie wie o co chodzi dorosłym, gdy zostają przyłapane na nim. A kopanie leżącego... tak i dostłownie jak i przenośnie staje się standartem.

Wzroce widziane w telewizji i mediach wpajają im, iż liczy się tylko jednostka i jej dobro....patrz hasło wyborcze jednego z kandydatów "wybierz swój dobrobyt". Lisuztostwo, zmienianie poglądów wzgledem tego jak 'wiatr zawieje" oby tylko na tym zyskać... takie wzory widzimy w polityce i dookoła.

Nie wspomnę o tym, iż dane słowo w dzisiejszych czasach to natew za gazetę nie może posłużyć. Generalnie co innego się mówi i obiecuje a co innego wykonuje (nie będę wytykać tu palcami). Większość z nas jest dotknięta plagą braku honoru.
Co stało się z ideami tak bliskimi naszym dziadom, pradziadom? Co się stało patryiotom, który poświęcili życie w zaborach i obu wojnach? Wymarli? Nie zdążyli nam przekazać wzorców, dumy narodowej i honoru? Czy może nasze czasy i pęd za pieniądzem zmusiły nas do zapomnienia.....
Niektórzy twierdzą, że wszystkiemu winien jest socjalizm... jednak patrząc wstecz, z dzieciństwa pamiętam, że ludzie w tamych czasach trzymali się razem, pomagali sobie a to co wikipedia uznaje za nie honorowe było napiętnowane społecznie. W ówczenych władzach... fakt były zaczątki polubownego podejścia do spraw honorowych... i podobno to też chcieliśmy zwalczyć zmianą systemu.... Lecz co osięgnęlismy? wpadliśmy w trybu tego z czym walczyliśmy i coraz bardziej przypominamy to co sami staraliśmy się pokonać... Cóż za paradoks....ironia losu...

Dla mnie honor to kwestia wyboru.... nawet w zaganianiu nie muszę się stać bydlęciem.

czwartek, 8 lipca 2010

Nasze dzieci i młodzież

Dopiero co rozmawiałam ze starym znajomym z Internetu. Przez pewnien okres razem graliśmy w Lineage 2. Ale to stare dzieje, okres błędów i wypaczeń ;-P.

Grunt, że rozmowa nam zeszła na obecną młodzież i jej zachowanie. Jednocześnie przypomniała mi się rozmowa z wychowaczynią mojego syna.
"dziecko to egzotyczny kwiat. Od rodziców zależy czy rozkwitnie i jak, bo to oni podlewają, dają glebę i dbają o dziecko na codzień. Nauczyciel jedynie jest jakby sąsiadem co podczas nieobecności właściciela przychodzi kwiatki podlać. Może jednynie podpowiedzieć, ale to od rodziców zależy jaki kwiat czy ziółko wyrośnie z tej sadzonki"

Zgadzam się z jej słowami. I moją ambicją jest, aby mój syn wyrósł na porządnego człowieka.

Jednak obserwując to co się dzieje w szkole mojego syna, na internecie, czy poprostu na ulicy zaczynam się zastanawiać gdzie są rodzice. Nasze społeczeństwo pędzi za pieniądzem, wpadamy w dziki pęd aby mięć więcej, lepiej, ładniej. Tylko co z tego? Jeśli albo tych dzieci poprostu nie ma, bo nie ma na nie czasu, lub jeśli o nich zapominamy. W codzienny pendzie i staraniu się zapewnienia im bytu podświadomie staramy się zapchać pustę jaką tworzymy w ich życiu przedmiotami.

Kilka lat temu poznałam dwie pary rodzeństwa, którym pomagała w nauce języków obcych. 2 x2 chłopaków. Mniej więcej w tym samym wieku.

Jedni mieszkali w mieście w kwaterunkowym 2-pokojowym mieszkaniu w starej kamienicy. Ojciec taksówkarz, matka pracująca jako sprzątaczka i pomoc domowa. Oboje rodziców zabiegani. Od świtu do nocy będący poza domem. A udało im sie wychować dwóch rozsądnych, pracowitych chłopaków będących obecnie studentami. Od małego uczyli ich, iż pieniążki trzeba zarobić. Kieszonkowe chłopcy dostawali jesli pomagali w domu. Jako 12-14 latkowie dbali o to aby pranie było zrobione, aby obiad był gotowy na powrót rodziców i aby było posprzątane. Chłopcy byli swiadomi, iż rodzice pomogą im na ile ich będzie stać ale tylko wtedy gdy oni wykarzą się inicjatywą i checią zmian, oraz tego, iż nikt im w życiu nic nie da. Będą musieli na wszystko sami zapracować. W życiu też nie słyszałam, aby któryś z nich podniósł głos na matkę czy pyskował.

Drugie rodzeństwo, też chłopców, mieszkało z rodzicami w domku pod Warszawą. Rodzice po studiach wyższych. Ona psycholog dziecięcy, on urzędnik państwowy. Każdy chłopiec miał własny pokój. Rodzice pracowali również od świtu do nocy. Ale chłopcy dostawali pieniądze na żądanie. W wieku 9/10 lat młodszego już było prawie nie możliwe zagonić do zrobienia czego kolwiek w domu a starszy (o ile dobrze pamietam) 13-latek wracał do domu, wpadał do pokoju zrzucał z siebie ubranie i krzyczał z góry do matki czy już mu obiad zrobiła, poczym wypadał i nawet mu nie wiunęło, że jest chora czy się zle czuje. Nikt tam palcem nie ruszył aby pomóc w domu. Chłopcy na moich oczasz żądali od matki pieniedzy (od ojca tez, ale delikatniej) i o wszystko się wykłócali albo robili wielką łaskę, że coś zrobią. Oni obaj byli świadomi od najmłodszych lat, iż jeden po babci dostanie mieszkanie w Warszawie a drugi 90m w Wawrze. Nie mieli najmniejszych nawet zapędów do nauki, no bo i po co jeśli mama i tata pójdą na koniec roku i załatwią to jakoś z nauczycielami? To przecież tylko dzieci, a dzieci nie powinno się stresować bo to źle wpływa na rozwój.

Pozostawię te dwa przykłady bez komentarza. Niech czytelnik sam się zastanowi nad ich sensem i znaczeniem.

Niestety większość dzieci i młodzieży obecnie należy do tej drugiej kategorii. Rodzic idzie do pracy, zasuwa 36h/dobę, aby zapewnić byt, aby dzieciom nic nie brakowało, aby nie stracić pracy. Wychodzi z domu gdy dziecko śpi, wraca gdy już śpi. A potem z własnego poczucia winy, że nie ma dla dziecka czasu, obsypuje tą latorośl przedmiotami. Przedmioty nie wypełnią pustki ani dziecka nie wychowają. Jedny nie produkują bandę gadżeciarzy, dla których pieniądz i praca rodzica nie ma znaczenia bo dostają je za darmo... zamiast miłości, opieki i przewodnictwa.

Je też nie jestem ideałem , ale się staram. Wolę prace w domu, może za mniejsze pieniądze niż bym dostała gdzie indziej, ale pozwalającą mi na większy wpływ i opiekę nad synem.


poniedziałek, 5 lipca 2010

Politycy i gołębie to jedna ferajna

Niedawno siedziała z mężem, Stachem, w pokoju wcześnie rano. On malował figurki do makiety dla jakieś muzeum a ja pracowałam jak zwykle nad Nozbe. Z ferworu pracy wyrwało nas drapanie pazurów o metalową obudowe balkonu. Okazało się, że chodzą nam po balustradzie gołębie.

Oboje nie znosimy gołebi. Miedzy innymi dlatego, że przez daszek sąsiadów mieliśmy ich gniazdo pod naszym balkonemi i duże problemy z pozbyciem się ich. Pobudka o 3-4 rano gruchaniem i waleniem pazurami o metalową balustradę nie wspominając brudu jaki nanosiły, nie należało do rzeczy, którymi mogłyby sobie zaskarbić nasze serca. Wracając jednak do tematu.

Patrząc tak na nie Stach powiedział "nie wiem co gorsze, politycy czy gołębie. I jedno i drugie głupie i pazerne". Muszę powiedzieć, iż też zauważyła chorobliwą wręcz pazerność polityków. Nie mówię tu jednie o zachłanności w sęsie finansowym ale i na wpływy/władzę. Większość polityków prędzej dałaby się pokroić niż ustąpiłaby z danego stanowiska (co pokazują wydatnie afery ostatnich lat).
To tak jak gołębie. Jeśli wefrunie między nie np. wróbel i chce dzibnąć bodaj mały kawałek chleba, którego nasz drogie emerytki im nie szczędzą, to potrafią takiego malca zadziobać. Takie psy ogrodnika. Politycy podobnie, zadziobią każdego kto choćby o drobinę im coś wytknie lub każe im się nad czymś zastanowić.
Na arenie politycznej... słabszego zawsze zadziobią choćby i rację i dobre pomysły miał. Dlaczego... no bo jak tu pozwilić nie "naszemu" cokolwiek zmienić..... jeszcze by się nachapał tego co do czego mamy dostęp i naszych nie wpuścił.

Rządy nie powinny opierać się na tym kto nasz a kto nie... bo wszyscy jesteśmy "teoretycznie' rodakami i powinniśmy działać wspólnie na dobro kraju , a wtedy i nasze prywatne kieszenie zmienią wygląd. Nie chodzi tu o zgodę ale o jeden wspólny kierunek działania nie mający na celu wzmocnienie jednoski a całośći. Śmieszą mnie slogany wyborcze "zgoda byduje" bo zdoga nie jest osiągalna na polskiej arenie politycznej. Obecnie lewica w Polsce nie stanowi liczącej się rzeczywiscie siły. Mamy natomiast X partii quasi prawicowych i każda z nich swój 'ogonek" (pomysły) chwali .... efekt mamy X sposobów na osiągnięcie teoretycznie tego samego.....czy nie można poprostu zjednoczyć sił i zacząć budować??? chyba nie, bo jedyne co nasi politycy robią to się ciągle kłócą, który to ma rację. RACJA NIE JEST WAŻNA, ważny jest wspólne działanie.

Najlepszym przykładem są tu Chiny.... może i bienie, może i bez praw człowieka... ale 40+ lat dążenie w jednym kierunku wspólnie doprowadza do stworzenia potęgi. Podobnie USA (oni aż tak bardzo się od siebie nie różnią).

Mam dość naszych politycznych gołębi, co srają pod siebie, walcza o każdy kęs chleba uzyskany z ciężkiej pracy Polaka, głoszą, że są piękne i wpsaniałe... i chcą szybko osiągnąć cel (awykonalne) zamiast myśleć długofalowo. Nasze polityczne gołębie są szare i nie mają nic wspólnego z gołabkiem pokoju.